Biegłam ile sił w nogach. Chciałam znajdować się jak
najdalej od tego piekielnego miejsca. Znowu. Znowu wrócił do domu pijany i
zaczął mnie bić. Jestem do tego już przyzwyczajona, ale moje ciało
najwidoczniej nie, gdyż każdego dnia przybywa mi coraz więcej siniaków. Łzy
zasłaniały mi widoczność, ale nie zwracałam na to uwagi. Nie wiedziałam gdzie
biegnę – byleby przed siebie. Po 15 dłużących się minutach zrozumiałam, że
stoję pod wielkimi, mahoniowymi drzwiami. Nie mam pojęcia jak się tutaj
znalazłam, ale wiedziałam, że w tej
chwili tylko On mi pomoże. Od zawsze się przyjaźniliśmy. Mogłam Mu powierzyć
wszystkie sekrety i być pewna, że zostaną one bezpieczne. Wzięłam głęboki wdech
i zapukałam. Po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyłam tak bardzo znane mi
loki.
- [T.I]? Co ty tu robisz? – spytał zdezorientowany – To
znowu on?! Co on Ci zrobił?! – dodał po chwili ciszy i zamiast zaskoczenia na jego buzi pojawił się gniew. Lecz kiedy
zobaczył mój wyraz twarzy, od razu złagodniał.
- Och, Harry .. – tylko tyle byłam w stanie wydusić z siebie,
bo już po chwili wybuchłam głośnym i niepohamowanym płaczem. Poczułam jak jego
silne ramiona mnie obejmują, a jego nos ląduje w moich włosach.
- Harry, ja już nie mogę. Nie wytrzymam. Nie chcę już tam
wracać. – łkałam. Na jego koszuli robiła się już mokra plama, ale on na to nie
zwracał najmniejszej uwagi.
- Cii .. Jest już dobrze, nie płacz. Zostaniesz tutaj na noc
i ochłoniesz. – szeptał mi uspokajająco do ucha. Próbowałam przestać płakać,
ale to naprawdę graniczyło z cudem.
Wszystkie emocje, które kumulowały się przez ten rok, pękły niczym bańka
mydlana.
- Chodź do środka.
Zmarzłaś. Herbata Ci dobrze zrobi. – jego głos był niewiele głośniejszy od
szeptu. Przytaknęłam tylko głową, nie zdolna do wydobycia z siebie, jakichkolwiek
słów.
~~~
Siedzimy w salonie, tępo patrząc w ogień w kominku. Harry
się nie odzywa, za co jestem mu ogromnie wdzięczna. Ta cisza nie jest krępująca,
lecz na odwrót. Zaczęłam więc myśleć o tym wszystkim i doszłam do wniosku, że
moje życie już przegrałam. Na świecie są dwa rodzaje ludzi: przegrani i
zwycięzcy. Jaka jest między nimi różnica? Otóż zwycięzcy się nie poddają.
Nigdy. A ja? Jestem za słaba, żeby walczyć do końca. Jestem przegrana. Choćbym
nie wiem jak się starała, to nigdy nie wyjdę z tego gówna, w którym obecnie się
znajduję. Najgorsze jest to, że nie mogę odejść, gdyż Luke i tak mnie znajdzie
i niewykluczone, że będzie chciał mnie zabić. Pewnie teraz też się ostro wkurzy
o to, że nie wróciłam na noc. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Moje
przemyślenia przerwał głos Harrego.
- [T.I.], może chcesz już iść spać? Dam Ci ręcznik i się
umyjesz. Przyda Ci się teraz duża dawka snu. – Jak on to robi, że ma taki
kojący głos? Mogłabym go słuchać cały dzień. Naprawdę to skarb, mieć tak
wspaniałego przyjaciela. Przeniosłam na niego wzrok i zauważyłam, że patrzy się
na mnie opiekuńczo. Po chwili odczułam wielkie zmęczenie.
- Masz rację. Robię się już śpiąca. – odpowiedziałam,
tłumiąc ziewanie. Wstaliśmy i już po chwili znaleźliśmy się w jego sypialni.
Styles podszedł do szafy i wyjął z niej jego bluzkę i ręcznik.
- Przyda Ci się jeszcze coś do spania, więc mam nadzieję, że
koszulka wystarczy. – rzekł niepewnie, poczym bez zastanowienia przytaknęłam.
Odebrałam od niego rzeczy i odwróciłam się, z zamiarem pójścia do łazienki. Ten
dom znam jak własną kieszeń, więc nie miałam żadnego problemu z dojściem do
wcześniej wspomnianego miejsca. Kiedy weszłam do środka, przekręciłam klucz i
od razu zaczęłam się rozbierać. Jedyne o czym w danej chwili marzyłam to kąpiel. Już po chwili ciepłe strużki wody
spływały po moim nagim ciele. Odprężyłam się, odpędzając od siebie nieprzyjemne
myśli. Gorąca woda zawsze działała na mnie kojąco. Po pół godzinie
stwierdziłam, że powinnam już kończyć, gdyż skóra na moim ciele już się
marszczyła. Zakręciłam korek i wyszłam spod prysznica. Ubrałam bieliznę, a na
to koszulkę Harrego. Wyszłam z łazienki, poczym pokierowałam się do sypialni,
którą można już nazwać moją, ponieważ sypiam tu naprawdę często. Położyłam się
na łóżku, uprzednio gasząc światło i już po chwili przeniosłam się do krainy
Morfeusza.
~~~
Obudziłam się przez
zapachy z kuchni docierające do moich nozdrzy. Uśmiechnęłam się, wiedząc, że
Styles coś pichci. Wspomniałam już, że Harry jest świetnym kucharzem? Jego
pasją jest gotowanie i widzę z jaką łatwością mu to przychodzi. Nie to co ja.
Gdyby mnie zostawiono w kuchni samą chociaż na 5 minut, to nie byłabym taka
pewna, czy bym wyszła z niej w jednym kawałku. Wstałam z łóżka, kierując się
schodami w dół. Nie myliłam się. Na stole znajdowały się już tosty francuskie z
jajecznicą. Harry odwrócił się i napotykając moje spojrzenie od razu się
uśmiechnął.
- Dzień dobry. – powiedział radośnie, podchodząc do mnie i
całując w czoło. Zdecydowanie ma lepszy dziś humor. Zresztą tak samo jak ja.
Czuję się wypoczęta i szczęśliwa tym, że wszystkie nieprzyjemne myśli zeszły na
drugi tor.
- Cześć. – rzekłam wesoło.
- Wszystko już jest gotowe, więc możesz już siadać i jeść. –
uśmiechnęłam się w odpowiedzi, po czym usiadłam przy stole. Mogłabym tak żyć.
Nie chcę już wracać do ,,domu’’. Na samą myśl o tym, robi mi się słabo. Stop,
[T.I]. Nie myśl o tym. Nie teraz. Nie przy
Harrym. Po chwili Styles także usiadł na krześle i zaczęliśmy konsumować
jedzenie. Jedliśmy w ciszy. Nikt się nie odzywał, co mnie doprowadzało do
szału. W końcu odważyłam się na niego spojrzeć i zauważyłam, że się czymś
denerwuje.
- Harry, coś się stało? – spytałam, zmartwiona tym, że nie
ma już takiego dobrego humoru. Chłopak podniósł od razu głowę, napotykając mój
wzrok.
- Nie, [T.I]. Nie przejmuj się, tylko jedz. – odpowiedział
pewnie, ale i tak wiedziałam, że coś go trapi, ponieważ zdamy się nie od dziś.
- Harry .. Wiem, że coś się dzieje. Proszę, powiedz mi. –
nalegałam.
- Naprawdę, wszystko jest w porządku.
- Harry. – podniosłam trochę głos. Wiedział, że jestem
nieugięta i prędzej czy później wydostanę to z niego. Przeniósł wzrok na talerz
i westchnął.
- Dobrze, powiem Ci. Ale obiecaj, że ze względu na wszystko,
ty nie odejdziesz i nie zostawisz mnie. – powiedział patrząc prosto w moje
oczy.
- Obiecuję. – Czy on myślał, że po tym wszystkim co dla mnie
zrobił, jestem w stanie od niego odejść? Nie ma takiej opcji.
-Kocham Cię, [T.I]. – szepnął tak nie wyraźnie, że musiałam
wytężyć słuch, żeby to zrozumieć. Powoli analizowałam to co powiedział. Moje
oczy znacznie się powiększyły i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ktoś
powiedział teraz, że przypominają piłki tenisowe. O matko. Czy on to właśnie
powiedział?
- Harry .. Ja .. Ja nie mogę .. Luke .. On .. On Cię zabije
.. – jąkałam się, nie mogąc skleić sensownego zdania. Popatrzyłam w jego
zielone oczy i dostrzegłam w nich ból pomieszany ze smutkiem. Nagle wstał.
- Zapomnij. – burknął i poszedł do salonu. To się stało tak
nagle, że musiałam poczekać chwilę, żeby to sobie poukładać w głowie. Po chwili
wstałam i niepewnym krokiem poszłam w ślady przyjaciela. Siedział na kanapie,
wpatrując się w sufit. Chciałam się już odezwać, ale przerwało mi głośne
walenie w drzwi.
- Otwieraj! Wiem, że tam jesteś, [T.I]! I że ten sukinsyn
też tam jest! – wydzierał się Luke. Nie wierzę. Co on tutaj robi?! Spojrzałam
przerażona w stronę Styles’a i mogłam zauważyć, że jest w takim samym stanie
jak ja. Pokazałam mu ręką, że lepiej będzie jak ja do niego pójdę. Nie zdążył
nawet zaprotestować, a ja już szłam do źródła hałasu. Nogi miałam jak z waty.
Niepewnie otworzyłam drzwi. Luke się od razu na mnie rzucił. Zaczął mnie okładać
pięściami i kopać gdzie się dało. Jeszcze nigdy tak mocno nie bolało. I właśnie
w tej chwili miałam ochotę umrzeć. Tak. Tu i teraz.
- Zostaw ją! – krzyknął Harry, który nagle wyrósł z ziemi.
Nie! Uciekaj stąd, idioto! On Cię zabije! Na twarzy Luke’a pojawił się ten
straszny, łobuzerski uśmiech. A potem wszystko działo się w zwolnionym tempie.
Harry uderzył Luke’a.
Krew.
Luke rzucił się na Harrego.
Krew.
Ciemność.
~~~
Obudziłam się w szpitalu. Skąd wiem, że akurat tu? Często tu
byłam. Nie raz Luke uderzał mnie, dopóki nie utraciłam przytomności. Byłam
przyczepiona do mnóstwa przezroczystych rurek. Nagle drzwi się otworzyły i do
pomieszczenia weszła pielęgniarka. Na oko była młoda. Na pewno nie miała więcej
niż 30 lat.
- Widzę, że się pani w końcu obudziła. – uśmiechnęła się promiennie. Zaraz! Jak to
‘w końcu się obudziłam’? I nagle wszystkie wspomnienia uderzyły we mnie, niczym
z procy. Wściekły Luke. Bójka. Harry, który mnie chciał obronić.
Znieruchomiałam. No właśnie! Harry! Chciałam się podnieść, ale jak tylko
spróbowałam, to od razu się położyłam. Syknęłam.
- Ostrożnie! Ma pani odpoczywać! – zareagowała pielęgniarka
i szybko do mnie podbiegła. Mam to gdzieś! Chcę wiedzieć, czy Harry jest
bezpieczny!
- Harry .. – tylko tyle byłam w stanie wydusić. Gdybym
zdecydowała się na dłuższe zdanie, to najprawdopodobniej wybuchłabym płaczem.
Dziewczyna od razu pobladła i popatrzyła na mnie ze współczuciem! NIE!
- Przykro mi. Pan Styles nie przeżył. Zmarł w szpitalu,
zaraz po tym jak go tu przywieziono. Nie dało się nic zrobić. Jego stan był
krytyczny. – Co?! Nie! To niemożliwe!
- Nie! On musi żyć! Nie rozumie tego pani?! M-U-S-I! –
krzyczałam nie zwracając uwagi na rurki. I teraz dopiero coś zrozumiałam.
Kochałam go. Dlaczego zdałam sobie z tego sprawę, dopiero wtedy, kiedy go
straciłam?!
- Proszę się uspokoić. Zaraz wezwę doktora, aby mu
powiedzieć, że się pani obudziła. – powiedziała po czym zniknęła za drzwiami.
Łzy ciekły mi, nie chcąc przestać. Popatrzyłam w lewo i zobaczyłam duże okno.
Przyszło mi tylko jedno na myśl. Ale czy to jest rozwiązanie? Czy tego właśnie
chcę? Wiem jedynie, że chcę być tam gdzie
Harry, a to jest jedyny sposób. Wstałam z łóżka, ściągając wszystkie rurki i
nie zwracając żadnej uwagi na pikające głośniej maszyny. Zdecydowanym krokiem
podeszłam do okna i je otworzyłam. Weszłam na okiennicę i popatrzyłam w dół.
Wysoko. Cholernie wysoko. Wzięłam głęboki wdech i akurat w tym momencie drzwi się
otworzyły. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam, że do pomieszczenia weszła ta sama
pielęgniarka. Spojrzała na mnie przerażona.
- Pani [T.N]. Wiem co pani myśli, ale to nie jest
rozwiązanie. – zaczęła spokojnie, ale ja już jej nie słuchałam, tylko zrobiłam
krok w przód.
Powiew wiatru.
Przybliżający się
grunt.
Ciemność.
Jasność.
Charakterystyczna
burza loków.
Szczęście.
Wieczność.
Kocham Cię, Harry.
,, Miłość nie zawsze jest łatwa i prosta,
ale ta jedyna daje prawdziwe szczęście’’
_______________________________________________________________________
No a więc to mój pierwszy imagin :D Mam go na komputerze już długo, gdyż to jego pierwszego wymyśliłam ;* Jak wam się podoba? ;P Jak macie jakieś negatywne opinie to śmiało piszcie. Chcę wiedzieć, co robię źle ;** A i dziękuję wam za komentarze! *O* To naprawdę wiele dla mnie znaczy! <3
CzYtAsZ = kOmEnTuJeSz
Przepraszam za błędy ;*
boze <3 poryczalam sie *.*
OdpowiedzUsuńO masakra ;o
OdpowiedzUsuńDlaczego go uśmierciłaś !?
Poryczałam się ;c
Ale ogólnie świetny imagine *-*
Czekam nn ;3
onedirectionimaginyyy.blogspot.com
Dziękuję! *O*
Usuńo jejuuuuuuuuuuuuu *-*
OdpowiedzUsuńdziewczyno czemu wczesniej nie założyalś tego bloga!?
twój styl pisania jest... niedoopisania xdd
przecudne, wzruszające, fantastyczne, boskie, świetne <33
tylko.. czemu ich uśmierciłaś ;c? w sumie... ja w swoim opowiadaniu tez chciałam kogoś usmiercić, ale przyjaciołka.. :D
mam nadzieje, ze niedługo dodasz kolejny <3
pozdrawiam i weny życzę kochana ; *
ps. ladna jesteś ;> tylko szkoda że okulary zasłaniają połowe twarzy xd
iwanttodieforonedirection.blogspot.com
Och, dziękuję Ci za te słowa! ;* Naprawdę mi miło <3 I dziękuję, że twierdzisz, że jestem ładna xd Może potem dodam zdjęcie bez okularów? ;D
UsuńPoddaje się, nie nadaję się do pisania, do pięt Ci nie dorasta. To jest,prze wspaniałe, smutne ale takie kochane. Poświęcił się;c chce więęęęęcej!
OdpowiedzUsuńPs. Jakie do cholery błędy ? Pamiętaj jeszcze raz tak a Cię znajdę:*
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadania! <3 A ten imagin...brak słów ! Miałam łzy w oczach ! Jesteś cudowana. Wspaniale piszesz ! *_* Talent, talent, talent...!
OdpowiedzUsuńsamobojcy to tchórze, czemu nie mogłaś napisać czegoś normalnego?
OdpowiedzUsuń